Portret
Ambrotypia, ferrotypia, portret
W latach 50. XIX wieku świat oszalał na punkcie fotografii. Oswojenie się z możliwością utrwalenia swojego wizerunku trwało kilka lat. Jednak prawdziwy wzrost zainteresowania posiadaniem własnej podobizny, lub podobizny swojej rodziny i bliskich był spowodowany wynalezieniem dużo tańszej metody fotografowania – mokrego kolodionu, szczególnie jego pozytywowej odmiany – ferrotypii i ambrotypii. Kilkukrotne obniżenie cen za portret, oraz pojawienie się znacznie większej liczby portrecistów, pozwoliło wielu rodzinom utrwalić najważniejsze momenty w ich życiu. Nadal nie były to niskie ceny, więc fotografowanie się za każdym razem było świętem i było tak celebrowane. Za każdym razem osoby portretowane ubierały się w wyjątkowe stroje i starały się ponad wszystko, by fotografie były udane i idealne. To właśnie dlatego, najwięcej ferrotypów, ambrotypów było portretami.
Jak wykonywano studyjny portret w technice mokrego kolodionu?
Studio
W każdym większym mieście pojawiły się w latach 40. XIX wieku studia fotograficzne. Na początku oferowały portrety w technice dagerotypii, później znacznie łatwiejsze i szybsze w wykonaniu ferrotypy i ambrotypy (pozytywy kolodionowe, odpowiednio na żelaznych płytkach i szkle). Najlepsze studia miały tzw. oświetlenie typu north skylight – czyli naturalne północne światło wpadające przez przeszklony dach lub część ściany i przeszklony dach. Niepowtarzalne północne światło to siła i marka najlepszych XIX-wiecznych fotografów.
Tło i ubrania w portrecie
Fotografowie już od początków fotografii studyjnej starali się zadość uczynić wymaganiom klientów. Poza jednolitymi tłami używali teł malowanych ze scenami antycznymi, z pejzażem danego miasta, widokiem natury, itp. Zawsze jednak starali się by było one ciemniejsze niż naturalnie. Robiono tak po to, by móc naświetlać dłużej osobę portretowaną by cera na fotografii była jasna, porcelanowa i jednolita.
Podobnie było z ubraniami. Przed wizytą zalecano klientom przywdziewanie raczej ciemnych ubrań, by móc nieco bardziej doświetlić twarz, by wyglądała młodszą i bardziej atrakcyjną.
Czas naświetlania portretów w procesie mokrego kolodionu
Czasy ekspozycji wahały się od kilku do kilkudziesięciu sekund. To kolejne wyzwanie, z którym musieli się mierzyć fotografowie w XIX wieku. Było na to kilka sposobów. Pierwszym było przeszkolenie pozujących, że to nie czas na podśmiechujki. Uśmiech w bezruchu można utrzymać jedynie przez kilka pierwszych sekund. Poza tym tak dostojną (i drogą) chwilę należy upamiętnić godnie – czyli poważnie. Po drugie, w każdym studiu znajdowały się specjalne krzesła i stelaże mające na celu utrzymanie w jednej pozycji klienta i zapobiec wychodzeniu (z bardzo płytkiej) głębi ostrości. I krzesła i konstrukcje podtrzymujące głowę, ramiona i ręce wyglądały niemalże jak narzędzia tortur, ale sprawdzały się doskonale! Po trzecie, fotografia małych dzieci. To nawet dziś w dobie fotografii cyfrowej i czasów naświetlania rzędu 1/8000 sekundy coś więcej niż wyzwanie. 150 lat temu radzono sobie w następujący sposób: rodzica (najczęściej matkę) sadzano na krześle do pozowania, następnie nakrywano ją kocem lub innym ozdobnym materiałem, następnie podawano jej dziecko, by przez materiał je utrzymała stabilnie. Portrety były zwykle sprzedawane w ozdobnych opakowaniach z passe partout w kształcie owalu. Taki sposób pozwalał na ukrycie ewentualnej niedoskonałości tej metody. Czasem bowiem, nie udało się zupełnie zakryć matki i kiedy zdjąć passe partout ze zdjęcia można podejrzeć matkę, która nigdy nie miała być widziana. Fotografie te dziś określamy mianem fotografii Hidden Mothers, a na wystawę zebrała Laura Larson.
Triki w XIX-wiecznym studiu fotograficznym
- Jednym z trików jakie stosowali XIX-wieczni portreciści było wspomniane wyżej używanie ciemniejszego tła i ubrań by móc nieco bardziej naświetlić twarz i uwydatnić szczegóły w ciemnych elementach fotografii, a twarz wydawała się jaśniejsza.
- Większość (jeśli nie wszystkie) XIX-wieczne procesy fotograficzne były ortochromatyczne, czyli zakres ich „widzialności” pomijał kolor zielony, żółty i czerwony. Oznacza to, że te kolory na fotografiach pojawiały się jako bardzo ciemne lub prawie czarne, natomiast niebieski jako bardzo jasny lub prawie biały. Zrozumienie tego pozwalało na zastosowanie kolorowych barwników jako makijażu fotograficznego. Czasem osoby fotografowane opuszczały studio w kuriozalnych malunkach na twarzy, ale na fotografiach wyglądały doskonale.
- Mimo, że mokry kolodion pozwalał na zaledwie kilkusekundowe czasy ekspozycji, to czasem zdarzało się, że trzeba było je skrócić nawet bardziej. W tym celu stosowano white chamber, czyli zamiast wyczernienia wnętrza aparatu, pokrywano wnętrze białym materiałem. Takie działanie zmniejszało kontrast, ale i czas naświetlania.